Nabyłam dzisiaj w Pepco za 5 złotych to małe cudo:
O dziwo, obecnie nazywa się Glitzy Girlz, firmy Funville (która chyba jest autorem również całkiem ładnych, choć nieruchawych, kloników LPS wyobrażających wiejskie zwierzątka - dostępne takoż w Pepco), i absolutnie mnie zachwyca.
Dziarskie maleństwo ma łeb jak sagan - w każdym razie większy, niż u Evi - za to, dla równowagi, ciałko ma drobniejsze. Ustawienie jej w racjonalnej/przyzwoitej pozycji niestety nieomal graniczy z cudem.
Ale ma tak słodziutkie stópki i rączki, że wszystko jej wybaczę
Głowizna mocowana jest na przyjemnie archaicznym grzybku; sygnaturek w zasadzie brak, nie licząc pieczątki na plecach.
Ciałko jest z plastiku; stawy łatwo ulegają rozluźnieniu, choć kończyny chodzą tylko góra-dół. Główkę wykonano z gumy w kolorze na granicy podobieństwa z ciałkiem (na półce widziałam też egzemplarze z łebkami odbiegającymi kolorystyką od dołu w większym stopniu, nie wiem, od czego to zależy). Guma jest dość twarda, co stwarza obawy o powodzenie ewentualnego rerootu; włoski bowiem są optycznie gęste, ale zUe. Sztywne, że aż skrzypią, a rootowanie oszukane - pasma są wszyte wianuszkiem nad czołem i nad karkiem oraz bodajże trójkątem (?!) na czubku głowy.
Ubranko wykonane pomysłowo i z wykorzystaniem różnorodnych materiałów (trochę wstążki, trochę połyskującej ceraty, trochę brokatowej gazy, na rzep; do tego plastikowe lakierki) - jak na pięć złotych jest rewelacyjne!
Tak oto się prezentuje mój nowy rozkoszniaczek, potencjalna ofiara ambitnego projektu obejmującego dużo szycia, trochę rękodzieła, dziewiczego repaintu i farbowania/rerootu na czarno
(chyba machnę jakiegoś bloga...)